Wspólny majątek. Jeden adres. Trzy wizje. Zero decyzji.

Czasem nie trzeba wojny, żeby czuć się zablokowanym.
Wystarczy współwłasność – mieszkanie po rodzicach, działka kupiona razem z byłym partnerem, dom, który teraz jest kulą u nogi. I ta jedna świadomość, która wraca z każdą próbą działania: że bez zgody drugiej strony nie zrobisz nic.

Nie sprzedaż. Nie wyremontujesz. Nie wynajmiesz.
Niby jesteście właścicielami razem. Ale tak naprawdę – nikt nie ma kontroli. Bo każda decyzja wymaga jednomyślności. A tej już dawno nie ma.

Czy z tego da się wyjść? Tak. Ale nie od paragrafu trzeba zacząć.

Większość prawników powie Ci: „składaj pozew”.
Ja mówię: nie rób tego, dopóki nie spróbowałeś rozmawiać.
Bo zniesienie współwłasności wcale nie musi kończyć się salą rozpraw.

Może skończyć się stołem, przy którym siedzą strony – i notariusz, który tylko potwierdza to, co już dawno zostało ustalone.
Ale zanim dojdziesz do tego momentu, musisz przejść przez proces. Strategiczny. Przemyślany. Zrobiony z głową.

Krok pierwszy: Zrozum, co naprawdę posiadasz

Brzmi banalnie? A jednak wiele osób nie wie nawet, jakie udziały ma w nieruchomości. Kto dokładnie jest współwłaścicielem.
Czy wszystkie osoby są ujawnione w księdze wieczystej? Czy coś nie zostało zapisane „na gębę”?
Dopiero kiedy uporządkujesz formalności, możesz ruszyć dalej.

Krok drugi: zrozum, czego chce druga strona

To nie zawsze jest oczywiste.
Niektórzy chcą przejąć całość. Inni – jak najszybciej sprzedać. Jeszcze inni – tylko blokują, bo nie są gotowi na zmianę.
Twoim zadaniem nie jest ich zmieniać. Twoim zadaniem jest poznać ich intencje. Bez tego – nie ruszysz ani o krok.

Krok trzeci: Zaproponuj rozwiązanie, ale z opcjami

Negocjacje nie zaczynają się od „albo-albo”. Zaczynają się od „a co, jeśli…”.
Dlatego przygotuj propozycję – ale nie jedną. Zrób kilka wersji: z podziałem, z przejęciem, ze sprzedażą i podziałem zysku.
Pokaż liczby. Pokaż konkret. Ludzie rozmawiają, gdy czują, że ktoś widzi więcej niż swój interes.

Krok czwarty: siądź do stołu, zanim staniesz przed sądem

Nie każda rozmowa będzie łatwa. Ale każda rozmowa jest lepsza niż pozew.
Negocjacje w sprawie zniesienia współwłasności to nie debata prawnicza. To układanie życia od nowa. Dlatego nie prowadzi się ich emocjami. Tylko planem.
Jeśli czujesz, że samodzielnie tego nie udźwigniesz – weź kogoś, kto poprowadzi ten proces za Ciebie. Kogoś, kto wie, kiedy milczeć, a kiedy zadać pytanie, które zmienia wszystko.

Krok piąty: zamknij sprawę u notariusza

Jeśli uda się dojść do porozumienia – zostaje już tylko formalność.
Akt notarialny. Spłata. Zmiana wpisów. Czysta księga wieczysta.
A Ty – w końcu możesz zrobić krok do przodu.

Bez pozwów.
Bez sądu.
Bez dzielenia siebie razem z majątkiem.

A jeśli się nie uda?

Wtedy i tylko wtedy warto iść do sądu.
Ale z czystym sumieniem.
Z dowodami, że próbowałeś rozwiązać sprawę pokojowo.
Z przewagą – bo wiesz, że druga strona nie miała żadnej konstruktywnej propozycji.
I z planem – bo przepracowałeś wszystkie scenariusze wcześniej.

Zniesienie współwłasności nie jest tylko aktem prawnym.
To akt odwagi. Bo trzeba wyjść z układu, który już nie działa – i zrobić to mądrze.
Nie zawsze będzie łatwo.
Ale zawsze warto spróbować zanim zrobisz coś, czego nie da się odwrócić.

Jeśli jesteś w takiej sytuacji – nie działaj po omacku.

Zgłoś się. Przeanalizuję Twoją sprawę. I pokażę Ci, co możesz zrobić, zanim padnie słowo „pozew”.

Przewijanie do góry